Choć w związku ze stanem pandemii ścianki wspinaczkowe są zamknięte, to nasz kolega Adam, który na co dzień jest instruktorem wspinaczki w hali OSiR, postanowił z grupą znajomych wyruszyć w polskie Tatry. Z tej niezwykłej wyprawy powstała ciekawa relacja, którą z przyjemnością się z Wami dzielimy.
Zimowy trekking i wspinaczka w Tatrach
„W czasie pandemii, kiedy obiekty sportowe są zamknięte, w tym ścianka wspinaczkowa, każda aktywność fizyczna jest pożądana. Dlatego też pod koniec lutego, wraz z grupą przyjaciół, wybraliśmy się w Tatry na zimowy trekking połączony ze wspinaczką lodową. To kolejny z wyjazdów w góry naszego zespołu. Z „Czarnym”, „Galem” oraz „Chotkim” mamy już na koncie mnóstwo wypraw w polskie i słowackie Tatry. Zaliczyliśmy również wspinaczkę w Alpach m.in wejścia na Mont Blanc, Gran Paradiso, przejście doliną Hollental w górach Rax, rejon Arco przy jeziorze Garda (ponad pięć tysięcy dróg wspinaczkowych, mekka wspinaczy) itp. Warto tutaj zaznaczyć, iż moi koledzy z grupy ukończyli kursy taternickie, zarówno letnie, jak też zimowe. Posiadają więc odpowiednią wiedzę i umiejętności w zakresie wspinaczki górskiej oraz specjalistyczne wyposażenie, bez którego co najmniej nierozsądnie byłoby porywać się na wyższe partie gór.
Droga Kochańczyka
Na tegoroczną zimową wyprawę w Tatry tym razem wyruszyliśmy w nieco powiększonym składzie. Do naszej grupy dołączyła Ania – niezwykle przesympatyczna dziewczyna, ale przede wszystkim zaufany kompan górskiej wspinaczki. W sobotę rano dojechaliśmy do Zakopanego, a tam przywitała nas piękna, słoneczna pogoda. Tatry zimą są śliczne! Na miejscu przepakowaliśmy rzeczy i busem pojechaliśmy do Kuźnic, gdzie wymaszerowaliśmy na szlak. Pierwszy przystanek na posiłek i odpoczynek zrobiliśmy w Murowańcu, a następnie przez Czarny Staw Gąsiennicowy poszliśmy pod ścianę na Drogę Kochańczyka w Kotle Kościelca od strony Granatów. Gdy tam dotarliśmy kilka zespołów było już przed nami. Na stanowiskach wisiały 2 lub 3 zespoły, a z dołu przed nami startowała drużyna złożona z dwóch dziewczyn i chłopaka. Kilkukrotnie, bezskutecznie próbowali dojść do pierwszego stanowiska. Robiło się coraz później i coraz zimniej. Alternatywą było zostanie w ścianie po zmroku, to oczywiście nic przyjemnego, pomimo że każdy z nas miał czołówkę. Niestety wszystko tak się przeciągało, że zniesmaczeni postanowiliśmy zejść na kwaterę.
Następnego dnia to my jako pierwsi byliśmy pod ścianą. Drogę rozpracowaliśmy poprzedniego dnia, więc po półgodzinnym „szpejeniu” (czyli przygotowanie sprzętu wspinaczkowego) zaczęliśmy się wspinać. „Czarny” poprowadził szybko, sprawnie. Przede wszystkim czuliśmy się bezpiecznie. Drugi wyciąg okazał się troszkę trudniejszy, bo szliśmy prawą stroną tzw. „kominkiem”. Później mieliśmy do pokonania tylko około 60-cio metrowy zjazd w dół i zejście zboczem z lewej strony pod ścianę. Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na parking na Palenicy Białczańskiej, skąd udaliśmy się do schroniska w Dolinie Roztoki. Fajne schronisko, z dobrą kuchnią, tyle że bardzo nisko położone. To było moje ostatnie schronisko w Tatrach, w którym jak dotąd jeszcze nie byłem.
Kuluar Kurtyki
W poniedziałek nieśpiesznym krokiem poszliśmy w stronę Morskiego Oka. Przez zaspy za pawilonem gastronomicznym dotarliśmy do letniej bazy Polskiego Związku Alpinizmu „Tabor”. Cisza, spokój, śniegu po pas. W Morskim Oku podczas odpoczynku, z dala obserwowaliśmy cel naszego jutrzejszego wyzwania „Kuluar Kurtyki„.
Następnego dnia dosyć wcześnie udało nam się wyjść na szlak. Wszyscy ubraliśmy raki, Ania z Chotkim poszli przez zaspy na Szpiglasową Przełęcz, my zaś odbiliśmy w lewo pod Kuluar. Kuluar Kurtyki to 3 wyciągowy lodospad na próg pod Mnichem. Już samo podejście pod ścianę było dosyć ryzykowne ze względu na duże nachylenie oraz zalegający śnieg. Oczywiście mieliśmy ze sobą zestawy ABC (lawinowy). Sprawnie założyliśmy na siebie „szpej” (sprzęt wspinaczkowy) oraz przygotowaliśmy liny. Czarny prowadził jako najsilniejszy, ja szedłem jako drugi, Gal tuż za mną zbierał „szpej” (sprzęt wspinaczkowy) ze ściany. Gdy doszedłem do Czarnego na drugim wyciągu to podzieliłem się z nim wątpliwościami czy to co robimy jest bezpieczne, a on tylko się uśmiał. Wspinaczka lodowa to jest to coś co trzeba poczuć żeby zrozumieć. Nieodzowny element tejże wspinaczki to czekany lodowe, w slangu wspinaczkowym zwane dziabami. Niesamowite jak trzymają w lodzie i zmarzniętym śniegu. Po skończeniu drogi zeszliśmy z Wrót Chałubińskiego do czerwonego, a następnie żółtego szlaku.
W środę po śniadaniu udaliśmy się na parking na Palenicy. Poszliśmy skrótem, poza szlakiem, za co niestety otrzymaliśmy mandat od strażnika TPN. Tak więc oprócz ciekawych wspomnień, niezapomnianych widoków, w tym roku wracamy z jeszcze jedną pamiątką ;).
Piękna wyprawa w doborowym towarzystwie
Reasumując, piękna wyprawa w jak zwykle doborowym towarzystwie. Słowacja obecnie jest zamknięta i obowiązuje zakaz wjazdu na moście na Łysej Polanie. Następne plany mamy na czerwiec. Zobaczymy, czasy są niepewne. Rok temu mieliśmy być na Kazbeku…
Jak skończy się ten fatalny czas związany z pandemią, serdecznie zapraszam na ściankę wspinaczkową. To nie tylko znakomite miejsce na trening przed wyprawą w góry, ale to przede wszystkim okazja do spotkania, rozmowy, wymiany poglądów, doświadczeń. Doświadczeń ludzi, którzy góry kochają.
PS. Dzięki Chotki za dziaby!
relacja Adama Renkiewicza – instruktora ścianki wspinaczkowej OSiR w Suwałkach
12 marca 2021 15:34